- Pokochałam to miejsce. Przynależę tutaj. – Stanęła obok niego i tak jak on ogarnęła
spojrzeniem widnokrąg. - Nie rozumiem, dlaczego ten dom, okolica robią na mnie tak duże wrażenie. Wręcz przytłaczające. To mnie... niepokoi. Ich spojrzenia spotkały się. Patrzyli sobie w oczy jedną chwilę, drugą. Wreszcie Santos pierwszy odwrócił wzrok i ponownie spojrzał na rzekę. Nie wiedzieć dlaczego, Gloria poczuła się nagle tak, jakby ją opuścił. Santos miał na nią ogromny wpływ, na jej życie i uczucia. Nawet teraz, po tylu latach od chwili, gdy ujrzała go po raz pierwszy. Nie rozumiała tego, podobnie jak nie rozumiała swojego związku z Pierron House. Westchnęła. Dawno temu wyznała Liz, że Santos jest jej przeznaczeniem; głupie i naiwne zwierzenie dorastającej pannicy. A jednak w jakiś sposób była to prawda. Nie potrafiła wykreślić Santosa ze swojego życia. Odkąd zaś spotkała go ponownie, dręczyło ją pragnienie bycia z nim na powrót. Nagle odwrócił do niej głowę, szukając jej spojrzenia. Potrafił odgadnąć jej myśli po wyrazie twarzy i oczu, ale nie próbowała nawet się maskować. Chciała, żeby zobaczył, jak bardzo go pragnie, jak... płonie. Czuła, jak wzbiera w niej odwaga, energia, żywiołowy śmiech. Może to za sprawą domu, może pod wpływem nocnej lektury dzienników bezwstydnych, wyuzdanych kobiet, które zarabiały na życie ciałem? Tak czy inaczej, poczuła się nagle zuchwała, pełna życia, zdolna uwieść go i rozkochać. Podniosła dłoń i zaczęła pieścić najpierw jego policzki, potem usta. - Pragnę cię. Powstrzymał jej palce. - Glorio, ja... - Nie mów nic. - Od dziesięciu lat nie czuła się tak w obecności mężczyzny, żadnego tak bardzo nie pragnęła. Wtedy niczego nie rozumiała. Była młoda, niedoświadczona, nie wiedziała, czego chce. Teraz wiedziała. - Ty też tego chcesz - szepnęła. - Wiem o tym. - Tak - głos mu stężał, oczy pociemniały. - Tak - powtórzył - chcę, ale... - Ciii... - pokręciła głową. - Żadnych ale. Chodź. Pociągnęła go do domu, do sypialni z ogromnym, miękkim łożem. Bryza znad Missisipi poruszała koronkowymi firankami w otwartych oknach. Plamy światła tańczyły po podłodze i ścianach, kładły się na łóżku. Zrezygnuj z mięcha Razem zanurzyli się w pościeli. Opromienione słonecznym blaskiem chwile rozciągały się w czasie, aż sam czas stanął w miejscu. Santos spełniał szeptane namiętnie życzenia Glorii. Odwzajemniała mu się tym samym. Zaspokajali się w sposób niezwykły i doskonały, na przemian czule i szorstko, pospiesznie i leniwie. Dopiero teraz Gloria zrozumiała, ostatecznie i do końca, co to znaczy naprawdę być kobietą. Zlani potem, zdyszani, spleceni w uścisku, odpoczywali potem w milczeniu. Santos nie odsunął się od niej, chociaż nie miała złudzeń co do jego uczuć. Przesuwała palcami po jego piersi, rozkoszując się mocnym, muskularnym ciałem. - Jesteś rozczarowany? - spytała cicho. - Nie. - Uniósł głowę, spojrzał jej w oczy. - A ty? Potrząsnęła głową. - Było cudownie. Uśmiechnął się, mile połechtany i zajął się oglądaniem sufitu ozdobionego kunsztownym plafonem. Gloria poszła za jego wzrokiem. - To szczególne miejsce, prawda? - Mhm. - Objął ją mocniej. - Wiesz już, co z nim zrobisz? - Nie. Nie mam żadnych planów. - Przytuliła policzek do jego piersi, myśląc na przemian o nim i o sobie, o chwili obecnej i o przyszłości. - To miejsce nasycone jest historią. Jest fragmentem historii Luizjany. Jest w nim coś niezwykłego, magicznego. Jedynego w swoim rodzaju i cudownego. Nie powinnam tu nic zmieniać. Wzięła głęboki oddech. - Poza tym kobiety, które tu mieszkały, zasługują na to, by o nich pamiętać. Może nie są moralnymi wzorami, ale należą do historii. - Ty możesz tu zamieszkać. Pokręciła głową. - Chciałabym, ale za daleko do hotelu. Poza tym czułabym się samotna. Chyba żebyś ty ze mną zamieszkał. Ta myśl przyszła jej do głowy niespodziewanie, lecz szybko ją odrzuciła. Nie powinna myśleć o wiązaniu się z Santosem. Ani o miłości. Nie zanosiło się na to, by podobne nadzieje miały się kiedykolwiek spełnić. Po co narażać się na ból? Zbyt wiele przeszli, żeby myśleć o wspólnej przyszłości. - Na czym stanęliśmy? - zapytał, przerywając jej rozmyślania. - Muszę podjąć decyzje dotyczące hotelu. Wprowadzić pewne zmiany - westchnęła. - Mój ojciec z pewnością nie pochwaliłby tych pomysłów. - Czasy się zmieniają, Glorio. - Wiem. - Przycisnęła usta do jego barku, czując napływające do oczu łzy. - Chciałabym prowadzić hotel sprawniej, dostosować się do zmian, jakie zachodzą w mieście i na świecie. Chciałabym prowadzić go tak dobrze, jak robił to on. Wiem, że głupio myślę... - Dlaczego głupio? - mruknął Santos. - Niepotrzebnie się obwiniasz. Nie łudź się, gdyby żył twój ojciec, także musiałby dokonywać zmian, nadążać za czasem. - Dzięki - odrzekła, odchylając na bok głowę, żeby popatrzeć mu w oczy. - Już mi lżej. Bardzo go kochałam. - Wiem. - Przestał ją głaskać. - Muszę ci o czymś powiedzieć. Uniosła się na łokciu i zmarszczyła czoło. - Coś ważnego? - To zależy, jak na to spojrzysz. - Nie rozumiem. - Wiem, skąd twoja matka miała pieniądze na pokrycie długów hotelu, wtedy, dziesięć lat temu. - Wiesz? - zdziwiła się. - Skąd? Sposoby na idealne zdjęcia na Instagrama - Od Lily. Wyjaśnił jej, jak po odczytaniu testamentu jej uwagi zmusiły go do myślenia. Opowiedział, jak pośredniczył między Lily i Hope, i o tym, jak zmienił się później styl życia tej pierwszej. Na koniec powiedział, że przeszukując rzeczy po Lily, odnalazł trzy oświadczenia podpisane ręką jej córki, w których ta zobowiązała się do zwrotu pięciuset tysięcy dolarów. - Nie wierzę - szepnęła Gloria. - Chcesz powiedzieć, że moja matka jest ci teraz winna... pół miliona? - I tak, i nie. - Widząc jej zafrasowaną minę, dodał: - Zaproponowałem jej pewien układ. - Układ - powtórzyła. - To znaczy, że już z nią rozmawiałeś? - Tak, ale najpierw porozumiałem się ze swoim prawnikiem. - Rozumiem. - Usiadła i przeczesała ręką zmierzwione włosy. - Powiedz, jak dawno znalazłeś te dokumenty? - Dwa tygodnie temu. - I mówisz mi o tym dopiero teraz? Bardzo miło z twojej strony. Dzięki serdeczne za okazane mi zaufanie. - Nie miałem powodu mówić ci wcześniej.